sobota, 15 lutego 2014

z kuchni rodem

Uszyte przeze mnie rzeczy często opuszczają nasze domostwo i rozchodzą się po świecie, głównie w celach prezentowych - a to święta, a to urodziny, a to odwiedziny. Często jest tak, że pomysł na uszycie czegoś chodzi mi po głowie, ale nie mogę się za to zabrać i takie okazje mnie motywują. Tak było też z pierwszym fartuchem kuchennym - okazja się nadarzyła i pewna rodzinna mistrzyni tortów dostała fartuch, kuchenne łapki i czapę kucharską. A potem zachciało mi się więcej fartuszków. Powstał więc prosty, w stonowanym, angielskim stylu:



Później zachciało mi się fartuszka z falbanką. W niebieskich odcieniach. I... cóż, to była jedna z większych porażek w tym temacie :) Tak wyszło:



Ale! postanowiłam nauczyć się na błędach - zwęziłam falbanę, opracowałam lepszy system przyszywania paska, dodałam zakładki i wróciłam do mojej angielskiej zasłonki. I chyba wyszło, nawet łapki kuchenne powstały. A teraz komplet wyczekuje chętnego na przygarnięcie :)




Borówce mej też uszyłam komplet kuchenny (czapa plus fartuch) w urocze babeczki, który bierze udział we wszystkich kulinarnych przygodach, przez co jest już dość sfatygowany i mało fotogeniczny. Sama oczywiście korzystam z pożyczonego kiedyś od babci, pamiętającego czasy PRL-u fartucha z cudnego polyestru... Cóż, być może przygarnę tymczasowo tę niebieską porażkę i z dumą będę w niej lepić pierogi ;)

piątek, 20 grudnia 2013

Buuu buuu, Buka!

I znowu krótko i telegraficznie, bo okres przedświąteczny zabiegany i pracowity jest. Ale ja się jeszcze rozpiszę, rozwinę, zobaczycie! 

Zacznę od wyznań intymnych - jestem absolutną fanką Muminków od lat wielu. Książki uważam za totalnie idealne i bronić ich jestem gotowa przed każdym. 

Oczywiście dziecko me musiało też pokochać muminki, a miłość ta trwa już długo i jest dość trwała jak na Marcelinę. 
I jak już mowa o muminkach i o dzieciach, to musi pojawić się koszmar dzieciństwa - Buka. Jako że moją Borówkę postać ta fascynuje raczej niż straszy, postanowiłam, że w tym roku pod choinką zjawi się właśnie Buka. A że jest w rodzinie jeszcze jedna fanka potworów różnych, Buka się rozmnożyła i obecnie w kątach mojego domu czają się dwa fioletowe potwory.Przedstawiam niegroźne i miękkie Buki dwie:





Kawałek fioletowej tkaniny znalezionej w rodzinnym domu, filc i trochę ręcznego szycia. Buki gotowe do przytulania. A może ktoś jeszcze chciałby takiego miłego potwora?:)

niedziela, 15 grudnia 2013

Zwierzę w użyciu

Krótko i konkretnie będzie - ostatnio dzieje się dużo, dużo dobrego w dodatku. Funkcjonuję w trybie nadaktywnej mamy, robiąc wiele rzeczy jednocześnie i jest mi z tym cudownie. I dlatego pierwsze dzieła na blogu dopiero teraz. 
Co prawda pierwszy wpis miał być o majtkach, ale może to nie jest najlepszy pomysł, żeby tak od razu bielizną świecić ;) 
Zacznę zatem od zwierza w użyciu. Dwa żyrafowe przytulaki dziecięce powstały niedawno w moim mini kąciku krawieckim. Recykling totalny, bo wykonane są z poszewki na poduszkę i resztek tasiemek po innych projektach szyciowych. Przedstawiam zatem Panią Żyrafę o dwóch obliczach i żyrafę w drodze:






Przeczuwam, że powstanie więcej takich przytulanek, bo szyło się lekko i przyjemnie, a i poszewki jeszcze trochę zostało :) 

niedziela, 1 grudnia 2013

Tu i teraz

Stało się - zaczynam tworzyć swoje miejsce w sieci. Miejsce Ma-łgorzaty i jej ma-szyny do szycia. I guzików oczywiście.

Dziś krótko, bo przecież nikt nie czyta tych pierwszych wpisów na blogach. I dlatego, że z kolejnymi wpisami poznacie lepiej i mnie i moje wytwory :)


A guziki? To moje ulubione wspomnienie z dzieciństwa. Zawsze, gdy odwiedzałam babcię wyciągałam spod jej łóżka metalową puszkę po ciastkach, wypełnioną po brzegi kolorowymi guzikami. A później skradałam się do starego Singera, którego pokrywa przypominała mi ciasto czekoladowe... ale i na tę historię przyjdzie czas :)

Mało oficjalnie i zdecydowanie ciepło witam w moim twórczym zakątku,
Ma.